Pracownia Snów – konkurs!

BoardGameGirl_PostTup, tup, tup. Słyszycie? To małymi kroczkami zbliża się premiera polskiej wersji językowej Dreamscape… Właśnie dlatego razem z wydawnictwem Lacerta mamy dla Was konkurs! A nagrodami są – dwa świeżutkie egzemplarze Pracowni snów. Uwaga! Zostaną one wysłane na dwa tygodnie przed premierą (gra w sklepach będzie dostępna od 14 lipca). Będziecie mieli więc okazję być pierwszymi z pierwszych! No to skoro zachęciłam :) to czas na zadanie…

Opiszcie swój sen, w którym pojawiają się planszówki. Może to być coś, co naprawdę się Wam przyśniło, ale też historia zasłyszana od kogoś lub po porostu opowieść, którą byście chcieli zobaczyć w swoich snach. Genialny prototyp? Wspaniałe zwycięstwo? Rozgrywki z dzieciństwa? :) Odpowiedzi umieszczajcie pod tym tekstem lub pod postem konkursowym na naszej stronie na Facebooku. Spośród wszystkich zgłoszeń, wybierzemy dwa, naszym zdaniem, najciekawsze. Na odpowiedzi czekamy końca tego tygodnia, czyli do 21.06.2020, do godz. 23:59. Powodzenia! 

Wysyłka nagród tylko na terenie Polski.

  • Agata Soltys

    Akurat dzisiaj miałam niesamowity sen z planszówkami w roli głównej, a zaraz potem, przy przeglądaniu internetu, znalazłam ten konkurs. :D
    Słowem wstępu dodam, że zanim wprowadziłam mojego chłopakach w świat planszówek, znał tylko Monopoly, chińczyka itp., dlatego bardzo długo zajęło mi przekonanie go na partyjkę Catana czy Wsiąść do pociągu. Jednak tak się wkręcił, że gramy praktycznie co spotkanie, a co więcej, ciągle wspomina i sugeruje zakup gry RPG. I tu już mogę zacząć opowiadać historię właściwą. Sen rozpoczął się przywitaniem mnie w drzwiach z wielkimi pudłami zdobionymi zapierającymi dech w piersi mistycznymi wzorami. Chłopak poinstruował mnie, że do rozgrywki niezbędne są kostiumy, które załatwił w drodze do mnie, więc czym prędzej przywdzialiśmy szaty magów i zasiedliśmy do planszy. Pierwszy rzut kostkami, a te zaczęły wirować po planszy i nie mogły się zatrzymać, aż w końcu za pomocą działania prawdziwej magii staliśmy się pionkami w tejże grze. Oboje na przeciwległych krańcach musieliśmy się odnaleźć, pokonując po drodze nieprzyjazne stworzenia, trujące opady i bujne, lecz równie niebezpieczne gęstwiny, a to wszystko za pomocą kart znajdowanych we wspomnianych szatach. Dzielnie walczyliśmy z przeciwnościami, by finalnie odnaleźć się przy ogromnym pniu, a tym samym wrócić na kanapę w moim salonie. Naprawdę wycieńczeni patrzyliśmy na siebie, po czym on dodał: „Te Twoje planszówki nie są tak wymagające”.
    Teraz wspominając ten sen jeszcze „na świeżo” naprawdę jestem rozbawiona zakończeniem, a jednocześnie bardzo chciałabym przeżyć podobną przygodę nad planszą (ale nie jako jej część ;p ).

  • Karolina Sieradzka.

    W moim najdziwniejszym planszówkowym śnie „grał” Wladimit Putin :D.

    Śniło mi się, że byłam w Egipcie (który we śnie był w Katowicach) i grałam z wyżej wspomnianym Putinem w Monopoly. Stawka była duża, ponieważ zwycięzca miał zostać „właścicielem” Krymu. Gra była bardzo zacięta. Pamiętam, że siedzieliśmy nad basenem, a turyści nam kibicowali (niektórzy z nich próbowali wręczać łapówki w postaci monopolowych banknotów, ale muszę przyznać, że oboje graliśmy uczciwie). Po tej emocjonującej rozgrywce udało mi się wygrać, a nasz rosyjski kolega wybuchnął płaczem. Płacz ten jednak nie był spowodowany przegraną. O nie! Putin płakał, ponieważ chciałam na Krymie wybudować olbrzymią cementownię, podczas gdy on wyobrażał sobie, że stworzy tam zagłębie fryzjerskie.

    Ot taki tam sen, w którym gra w nielubianą przeze mnie planszówkę mogła spowodować międzynarodowy konflikt. Na szczęście tym razem Putin był wyjątkowo pokojowo nastawiony i mimo pewnych obiekcji, bez problemu oddał Krym :D.

  • AgneS

    Chciałabym zaprezentować swoją (wymyśloną) historię senną :)

    Mój wierszyk jest z założenia trzynastozgłoskowy, ale nie wykluczone, że mogłam się gdzieś pomylić :P

    Na dębowym stole taka księga leżała,
    co na okładce jakby… grę planszową miała.
    Podeszłam doń, choć unosił się nad nią cień mgły,
    a będąc blisko takie szepty się rozległy:
    „Witaj Graczu młody, lecz odważny i śmiały,
    choć do mnie, otwórz księgę, odkryj moje czary”.

    Z niewielką obawą stwierdziłam: „Co mi szkodzi!
    Muszę sprawdzić o co w tej dziwnej księdze chodzi”

    Pierwszą stronę otworzyłam, a tam zaklęcie,
    zwane: „na planszowych sukcesów osiągnięcie”.
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    jeśli zawsze na wygraną chcesz być gotowa,
    aby w rozgrywkach najwyższe miejsce zajmować,
    musisz się pokusić i tak wyrecytować:
    Hokus-pokus, żetony, sałatka punktowa,
    już od strategii mnie boli brzuszek i głowa.
    Choć móżdżek mi pęka od analizowania,
    użyję zaklęcia do punktów zdobywania.
    Niech inni się głowią, myślą, kombinują,
    lecz mojego zwycięstwa i tak nie zrujnują.
    Właśnie taką moc i siłę to zakręcie ma,
    że każdemu, kto je wypowie zwycięstwo da”.

    Myślę sobie, że jest to opcja dość ciekawa,
    ale to nie w wygranej tkwi cała zabawa,
    lecz we wspólnie z przyjaciółmi spędzonej chwili,
    byśmy się każdego sukcesami cieszyli.

    Przekładam stronę i widzę – nowe zaklęcie!
    „Na kolejnych ludzi do planszy przyciągnięcie”.
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    by do grania była ekipa dodatkowa!
    Abra-kadabra, pionki, meeple, gdy graczy brak,
    zamień upartych niegrających w graczy od tak!
    Wypraska, karta, instrukcja, przegrana o włos,
    zaraz do grania będzie tu chętnych cały stos!”

    Myślę sobie, „fajnie, ale ja mam sposoby,
    by nawet duży sceptyk był do gry gotowy!”

    Przerzucam pięć kartek, widzę – ostatnia strona,
    jakaś taka inna, brudna czy pogniecona?
    Na niej także zapisano jakieś zaklęcie,
    „Na wolniejsze przy planszy czasu upłynięcie”.
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    by możliwość grania była całodobowa.
    by obowiązki nie goniły, na gry był czas,
    by do gry usiąść częściej niż na dzień jeden raz.
    Czary-mary, strategie, akcje, ruchy, tury
    i wnet się zmieniają czasu twarde struktury.
    Na jedno Gracza słowo jest czasu wstrzymanie,
    wnet każdy obecny znajdzie chwilę na granie”.

    O! I to by była dla mnie opcja jak w sam raz,
    bo w tym cudnym hobby największym wrogiem jest czas!
    Już się rozmarzyłam na tę możliwość błogo,
    gdy nagle mi budzik dzwoni jakoś złowrogo.
    Eh… czyli to była MARA, to był NOCNY SEN.
    Czuję jak potrzebne zaklęcie uchodzi hen.
    Cóż… trzeba jak co dzień do pracy szybciutko wstać,
    wypić kawę, dzień przetrwać, by wieczorem móc grać.
    A kto to wie, może już w najbliższą nockę w śnie,
    znów cudne czary i planszówki spotkają mnie!

    Tymczasem to bajanie już dobiega końca,
    teraz wyjdę odetchnąć, zaznać trochę słońca,
    ponieważ wiersz trzynastozgłoskowcem pisany,
    oj, był to dla mnie wyczyn naprawdę niemały. :)

  • AgneS

    Chciałabym zgłosić swój wierszyk w konkursie na senną planszówkową historię (moja jest wymyślona).
    Wierszyk z założenia miał być trzynastozgłoskowy, ale możliwe że gdzieś się mogłam przeliczyć :P

    Na dębowym stole taka księga leżała,
    co na okładce jakby… grę planszową miała.
    Podeszłam doń, choć unosił się nad nią cień mgły,
    a będąc blisko takie szepty się rozległy:
    „Witaj Graczu młody, lecz odważny i śmiały,
    choć do mnie, otwórz księgę, odkryj moje czary”.

    Z niewielką obawą stwierdziłam: „Co mi szkodzi!
    Muszę sprawdzić o co w tej dziwnej księdze chodzi”

    Pierwszą stronę otworzyłam, a tam zaklęcie,
    zwane: „na planszowych sukcesów osiągnięcie”.
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    jeśli zawsze na wygraną chcesz być gotowa,
    aby w rozgrywkach najwyższe miejsce zajmować,
    musisz się pokusić i tak wyrecytować:
    Hokus-pokus, żetony, sałatka punktowa,
    już od strategii mnie boli brzuszek i głowa.
    Choć móżdżek mi pęka od analizowania,
    użyję zaklęcia do punktów zdobywania.
    Niech inni się głowią, myślą, kombinują,
    lecz mojego zwycięstwa i tak nie zrujnują.
    Właśnie taką moc i siłę to zakręcie ma,
    że każdemu, kto je wypowie zwycięstwo da”.

    Myślę sobie, że jest to opcja dość ciekawa,
    ale to nie w wygranej tkwi cała zabawa,
    lecz we wspólnie z przyjaciółmi spędzonej chwili,
    byśmy się każdego sukcesami cieszyli.

    Przekładam stronę i widzę – nowe zaklęcie!
    „Na kolejnych ludzi do planszy przyciągnięcie”
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    by do grania była ekipa dodatkowa!
    Abra-kadabra, pionki, meeple, gdy graczy brak,
    zamień upartych niegrających w graczy od tak!
    Wypraska, karta, instrukcja, przegrana o włos,
    zaraz do grania będzie tu chętnych cały stos!”

    Myślę sobie, „fajnie, ale ja mam sposoby,
    by nawet duży sceptyk był do gry gotowy!”

    Przerzucam pięć kartek, widzę – ostatnia strona,
    jakaś taka inna, brudna czy pogniecona?
    Na niej także zapisano jakieś zaklęcie:
    „Na wolniejsze przy planszy czasu upłynięcie”.
    Czytam: „Powtarzaj za mną babo takie słowa,
    by możliwość grania była całodobowa.
    by obowiązki nie goniły, na gry był czas,
    by do gry usiąść częściej niż na dzień jeden raz.
    Czary-mary, strategie, akcje, ruchy, tury
    i wnet się zmieniają czasu twarde struktury.
    Na jedno Gracza słowo jest czasu wstrzymanie,
    wnet każdy obecny znajdzie chwilę na granie”.

    O! I to by była dla mnie opcja jak w sam raz,
    bo w tym cudnym hobby największym wrogiem jest czas!
    Już się rozmarzyłam na tę możliwość błogo,
    gdy nagle mi budzik dzwoni jakoś złowrogo.
    Eh… czyli to była MARA, to był NOCNY SEN.
    Czuję jak potrzebne zaklęcie uchodzi hen.
    Cóż… trzeba jak co dzień do pracy szybciutko wstać,
    wypić kawę, dzień przetrwać, by wieczorem móc grać.
    A kto to wie, może już w najbliższą nockę w śnie,
    znów cudne czary i planszówki spotkają mnie!

    Tymczasem to bajanie już dobiega końca,
    teraz wyjdę odetchnąć, zaznać trochę słońca,
    ponieważ wiersz trzynastozgłoskowcem pisany,
    oj, był to dla mnie wyczyn naprawdę nie mały! :)

  • Beata S

    Eh… już trzecia w nocy… już dawno powinnam spać, przecież jutro na 7.00 do pracy, a poniedziałki są najgorsze. Znów za długo graliśmy w planszówki, mózg mi się orzeźwił i teraz nie mogę zasnąć. O, a mój mąż proszę, wygrał ze mną prawie we wszystko, a teraz śpi jak dziecko. Eh…

    - Halo?… Halo? Śpisz? To ja, twój mózg. Śpisz?
    - Tak, śpię.
    - Gdybyś w piątej rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej.
    - Odczep się. Śpię.

    - A przegrałaś tylko o 3 punkty.

    - Wiem. Ciszo bądź mózg.

    Dobra, widzę, że nie da mi zasnąć. Włączam tryb ostateczny usypiania: liczenie owiec. Jedna owieczka. Druga owieczka. Trzecia owieczka. Czwarta owie….

    ….
    Co to? Ktoś zrobił setup i rozłożył na stole Epokę Kamienia? Podejdę bliżej… O rany! Czemu te meeple się ruszają?!

    - Cześć. To znowu Ty? – odezwał się jeden z niebieskich meepli.

    - No na prawdę dziewczyno, musisz zrozumieć, że za bardzo inwestujesz w budynki, a za mało kupujesz
    kart cywilizacji. Czy Ty masz świadomość ile one dają punktów? – odezwał się inny meepel. – Najtańsza karta kosztuje tylko jeden surowiec, ją zawsze warto kupić. Chyba że kolejnym razem też zamierzasz przegrać…

    Yyy… pomyślałam zdezorientowana.
    Dzięki za radę.

    ***
    - Ej. Ty tam. Tak, do Ciebie mówię.
    Odwracam się rozkojarzona i widzę jak przemawia do mnie Lord Vader, a za nim stoją inne elementy gry Star Wars: Rebelia.
    - Jak Ty dziś nami dowodziłaś? Imperium musi się rozlać po planszy jak mleko. Musimy trzymać Rebeliantów w szachu, kontrolować większość planszy. A nie tylko zagrywasz te karty misji. A potem się dziwisz, że Rebelia nas ograła. Nawet nie odkryliśmy ich bazy! Wykorzystuj mądrze swoją przewagę militarną. Skup się, kontroluj teren i następnym razem proszę wygrać.

    Dobrze, postaram się.
    A to co za dźwięk? Czy to… krowy?

    ***
    Muuu… Muuuu…. Muuuuuuuu…

    - Słuchaj paniusiu – mówi do mnie drewniany ranczer z Great Westerl Trail, stojący w otoczeniu kart krów – jeśli chcesz być najlepszym ranczerem musisz, naprawdę musisz inwestować w dobre krowy. Texas Longhorn może dać nawet do
    7 punktów! West Highland też jest świetnie punktowana. Bez dobrego inwentarza daleko nie zajedziesz, he he he.

    Jeszcze słyszę jego gromki śmiech, gdy nagle…

    ***
    - Nie martw się… Każdy, kto by tak słabo rzucał kośćmi, przegrałby – odzywa się jakiś głos dochodzący z pudełka od gry Marco Polo. – No ale musisz przyznać, że w grach kościanych to Ty nie masz szczęścia! Rany!?! Twoje rzuty były fatalne, hehe! Poćwicz w te kości, he he he!


    - Aaaaaa! – budzę się już naprawdę poddenerwowana.

    - Co się dzieje? – pyta mąż wybudzony ze snu przez mój krzyk.

    - Miałam sen, w którym gry planszowe do mnie mówiły. A raczej pouczały jak grać, żeby wygrać. Wytykały mi błędy – odpowiadam. – I…śmiały się ze mnie…

    - Rany, dziewczyno, a Ty ciągle przeżywasz dzisiejsze porażki? Śpij już i nie analizuj. Chociaż wiesz, że jak byś w piątej rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej. A przegrałaś ze mną tylko o 3 punkty, he he he.

    - Aaaaaaaa!!!!! – to jedyne co mi przychodzi na myśl.

    * Tekst, mimo iż jest w większości historią wymyśloną, częściowo jednak opiera się na autentycznych wydarzeniach.
    Na jakich? To już zostawię w sferze domysłów ;)

    Pozdrawiam :)

  • Beata S

    Eh… już trzecia w nocy… już dawno powinnam spać, przecież jutro na 7.00 do pracy, a poniedziałki są najgorsze. Znów za długo graliśmy w planszówki, mózg mi się orzeźwił i teraz nie mogę zasnąć. O, a mój mąż proszę, wygrał ze mną prawie we wszystko, a teraz śpi jak dziecko. Eh…

    - Halo?… Halo? Śpisz? To ja, twój mózg. Śpisz?
    - Tak, śpię.
    - Gdybyś w piątej rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej.
    - Odczep się. Śpię.
    - A przegrałaś tylko o 3 punkty.
    - Wiem. Ciszo bądź mózg.

    Dobra,widzę, że nie da mi zasnąć. Włączam tryb ostateczny usypiania: liczenie owiec. Jedna owieczka. Druga owieczka. Trzecia owieczka. Czwarta owie….

    ….
    Co to? Ktoś zrobił setup i rozłożył na stole Epokę Kamienia? Podejdę bliżej… O rany! Czemu te meeple się ruszają?!
    - Cześć. To znowu Ty? – odezwał się jeden z niebieskich meepli.
    - No na prawdę dziewczyno, musisz zrozumieć, że za bardzo inwestujesz w budynki, a za mało kupujesz kart cywilizacji. Czy Ty masz świadomość ile one dają punktów? – odezwał się inny meepel. – Najtańsza karta kosztuje tylko jeden surowiec, ją zawsze warto kupić. Chyba że kolejnym razem też zamierzasz przegrać…

    Yyy… pomyślałam zdezorientowana.
    Dzięki za radę.

    ***
    - Ej. Ty tam. Tak, do Ciebie mówię.
    Odwracam się rozkojarzona i widzę jak przemawia do mnie Lord Vader, a za nim stoją inne elementy gry Star Wars: Rebelia.
    - Jak Ty dziś nami dowodziłaś? Imperium musi się rozlać po planszy jak mleko. Musimy trzymać Rebeliantów w szachu, kontrolować większość planszy. A nie tylko zagrywasz te karty misji. A potem się dziwisz, że Rebelia nas ograła. Nawet nie odkryliśmy ich bazy! Wykorzystuj mądrze swoją przewagę militarną. Skup się, kontroluj teren i następnym razem proszę wygrać.

    Dobrze, postaram się.
    A to co za dźwięk? Czy to… krowy?

    ***
    Muuu… Muuuu…. Muuuuuuuu…

    - Słuchaj paniusiu – mówi do mnie drewniany ranczer z Great Westerl Trail, stojący w otoczeniu kart krów – jeśli chcesz być najlepszym ranczerem musisz, naprawdę musisz inwestować w dobre krowy. Texas Longhorn może dać nawet do
    7 punktów! West Highland też jest świetnie punktowana. Bez dobrego inwentarza daleko nie zajedziesz, he he he.

    Jeszcze słyszę jego gromki śmiech, gdy nagle…

    ***
    - Nie martw się… Każdy, kto by tak słabo rzucał kośćmi, przegrałby – odzywa się jakiś głos dochodzący z pudełka od gry Marco Polo. – No ale musisz przyznać, że w grach kościanych to Ty nie masz szczęścia! Rany!?! Twoje rzuty były fatalne, hehe! Poćwicz w te kości, he he he!


    - Aaaaaa! – budzę się już naprawdę poddenerwowana.
    - Co się dzieje? – pyta mąż wybudzony ze snu przez mój krzyk.
    - Miałam sen, w którym gry planszowe do mnie mówiły. A raczej pouczały jak grać, żeby wygrać. Wytykały mi błędy – odpowiadam. – I…śmiały się ze mnie…
    - Rany, dziewczyno, a Ty ciągle przeżywasz dzisiejsze porażki? Śpij już i nie analizuj. Chociaż wiesz, że jak byś w piątej
    rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej. A przegrałaś ze mną tylko o 3 punkty, he he he.

    - Aaaaaaaa!!!!! – to jedyne co mi przychodzi na myśl.

    * Tekst, mimo iż jest w większości historią wymyśloną, częściowo jednak opiera się na autentycznych wydarzeniach.
    Na jakich? To już zostawię w sferze domysłów ;)

    Pozdrawiam :)

  • Beata S

    Eh… już trzecia w nocy… już dawno powinnam spać, przecież jutro na 7.00 do pracy, a poniedziałki są najgorsze. Znów za długo graliśmy w planszówki, mózg mi się orzeźwił i teraz nie mogę zasnąć. O, a mój mąż proszę, wygrał ze mną prawie we wszystko, a teraz śpi jak dziecko. Eh…

    - Halo?… Halo? Śpisz? To ja, twój mózg. Śpisz?
    - Tak, śpię.
    - Gdybyś w piątej rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej.
    - Odczep się. Śpię.
    - A przegrałaś tylko o 3 punkty.
    - Wiem. Ciszo bądź mózg.

    Dobra,widzę, że nie da mi zasnąć. Włączam tryb ostateczny usypiania: liczenie owiec.
    Jedna owieczka. Druga owieczka. Trzecia owieczka. Czwarta owie….

    ….
    Co to? Ktoś zrobił setup i rozłożył na stole Epokę Kamienia? Podejdę bliżej… O rany! Czemu te meeple się ruszają?!
    - Cześć. To znowu Ty? – odezwał się jeden z niebieskich meepli.
    - No na prawdę dziewczyno, musisz zrozumieć, że za bardzo inwestujesz w budynki, a za mało kupujesz kart cywilizacji. Czy Ty masz świadomość ile one dają punktów? – odezwał się inny meepel. – Najtańsza karta kosztuje tylko jeden surowiec, ją zawsze warto kupić. Chyba że kolejnym razem też zamierzasz przegrać…

    Yyy… pomyślałam zdezorientowana.
    Dzięki za radę.

    ***
    - Ej. Ty tam. Tak, do Ciebie mówię.
    Odwracam się rozkojarzona i widzę jak przemawia do mnie Lord Vader, a za nim stoją inne elementy gry Star Wars: Rebelia.
    - Jak Ty dziś nami dowodziłaś? Imperium musi się rozlać po planszy jak mleko. Musimy trzymać Rebeliantów w szachu, kontrolować większość planszy. A nie tylko zagrywasz te karty misji. A potem się dziwisz, że Rebelia nas ograła. Nawet nie odkryliśmy ich bazy! Wykorzystuj mądrze swoją przewagę militarną. Skup się, kontroluj teren i następnym razem
    proszę wygrać.

    Dobrze, postaram się.
    A to co za dźwięk? Czy to… krowy?

    ***
    Muuu… Muuuu…. Muuuuuuuu…

    -
    Słuchaj paniusiu – mówi do mnie drewniany ranczer z Great Westerl Trail, stojący w otoczeniu kart krów – jeśli chcesz być najlepszym ranczerem musisz, naprawdę musisz inwestować w dobre krowy. Texas Longhorn może dać nawet do
    7 punktów! West Highland też jest świetnie punktowana. Bez dobrego inwentarza daleko nie zajedziesz, he he he.

    Jeszcze słyszę jego gromki śmiech, gdy nagle…

    ***
    -Nie martw się… Każdy, kto by tak słabo rzucał kośćmi, przegrałby – odzywa się jakiś głos dochodzący z pudełka od gry Marco Polo. – No ale musisz przyznać, że w grach kościanych to Ty nie masz szczęścia! Rany!?! Twoje rzuty były fatalne, hehe! Poćwicz w te kości, he he he!


    - Aaaaaa! – budzę się już naprawdę poddenerwowana.
    - Co się dzieje? – pyta mąż wybudzony ze snu przez mój krzyk.
    - Miałam sen, w którym gry planszowe do mnie mówiły. A raczej pouczały jak grać, żeby wygrać. Wytykały mi błędy – odpowiadam. – I…śmiały się ze mnie…
    - Rany, dziewczyno, a Ty ciągle przeżywasz dzisiejsze porażki? Śpij już i nie analizuj. Chociaż wiesz, że jak byś w piątej
    rundzie zagrała kartę rozwoju zamiast budować budynek to byś miała 5 punktów więcej. A przegrałaś ze mną tylko o 3 punkty, he he he.

    - Aaaaaaaa!!!!! – to jedyne co mi przychodzi na myśl.

    * Tekst, mimo iż jest w większości historią wymyśloną, częściowo jednak opiera się na autentycznych wydarzeniach.
    Na jakich? To już zostawię w sferze domysłów ;)

    Pozdrawiam :)