Geek-tata i małolata, czyli w co gram z pięciolatką

Kuba i HelaNasza córka – Hela – kończy niedługo pięć lat. Oczywiście, od maleńkości bombardujemy ją różnymi grami. Czasami gramy zgodnie z zasadami, czasami wymyślamy własne, ale generalnie Hela uwielbia spędzać z nami czas przy stole, choćby patrząc, jak my gramy w nieco cięższe tytuły. Przy okazji przestroga: Trzymanie na kolanach dziecka podczas partii w grę z ukrytymi tożsamościami sprzyja utrzymaniu tajemnicy tylko trochę bardziej niż wizyta w restauracji Sowa & Przyjaciele. Wiele osób pyta mnie, w co taki maluch, który dopiero zaczyna czytać, a i liczenie ma opanowane w zakresie podstawowym, może zagrać i mieć z tego frajdę. Właśnie wróciliśmy z dwutygodniowego urlopu i oto, jakie gry święciły triumfy na naszym stole:

GraffitiGraffiti – gra w zamierzeniu stworzona raczej dla dorosłych graczy. Wydane przez Foxgames pudełko zawiera kilka zmywalnych mazaków, małe whiteboardowe tabliczki i dwie duże talie kart. W grze chodzi o to, że jeden z graczy wychodzi z pokoju, a pozostali biorą jedną z kart, wybierają jedno z zawartych na niej haseł i rysują. Gdy wszyscy są gotowi, nieobecny do tej pory gracz wraca, próbuje odgadnąć hasło, określić, który rysunek najbardziej mu w tym pomógł, a następnie przypisać rysunki do poszczególnych graczy, za co dostaje punkty on i gracze, którym błędnie przypisano ich rysunki. Z Helą gramy na właściwie identycznych zasadach, tyle że hasła wymyślamy zamiast korzystać z tych z kart (np. Domek dla lalek zamiast „Słoń w składzie porcelany” i nie przyznajemy punktów – gramy ot tak, dla frajdy. Córa uwielbia rysować i Graffiti przez ostatnie dwa tygodnie lądowało na stole właściwie codziennie i to po kilka razy. W skali Helozadowolenia – 10/10.

pedzace slimakiPędzące ślimaki to kolejna iteracja hitu Reinera Knizii o pędzących żółwiach. Tym razem również otrzymujemy karty ukrytej tożsamości, na których znajdują się po dwa ślimaki. W swoim ruchu gracz turla pięcioma kostkami, z których każda kolorem odpowiada jednemu ze ślimaków. Następnie wybiera jedną kość i porusza danym ślimakiem, a pozostałe kości przekazuje dalej. Gdy do kogoś dotrze tylko jedna kostka, bierze znowu wszystkie kości. Do tego mamy po drodze kilka sposobów punktacji, a na końcu dostajemy punkty, jeśli nasz ślimak dotarł jako pierwszy (5), drugi (2) lub ostatni (3). Helka ma ogromną frajdę z całego wyścigu, choć czasem trudno jej zaakceptować przegraną lub otrzymanie karty ze ślimakami w kolorach innych, niż by sobie życzyła. Ale generalnie ślimaki dziarsko pędziły po urlopowym stole. W skali Helozadowolenia – 8/10.

zgadnijZgadnij! Co jest inaczej?, czyli proste i szybkie memo, które przywodzi na myśl Znikające Ciasteczka Piotra Siłki. Na stole leży pięć kart z obrazkami. Prawie gracze zamykają oczy, a jeden z graczy odwraca jedną z kart na drugą stronę. Gdy gracze otworzą oczy, muszą wskazać odwróconą kartę, która będzie różniła się jakimś szczegółem (np. mrówka będzie stała na grzybku, a nie pod nim). Jak ktoś trafi, dorzuca jedną ze swoich startowych kart (w przypadku dwóch graczy zaczynamy z sześcioma kartami) i przejmuje pałeczkę. Jeśli nikt nie trafi, gracz, który zmieniał obrazek dokłada jedną ze swoich kart i zaczynamy od nowa. Wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się swoich kart. Zgadnij! Co jest inaczej? to szybki tytuł wydawnictwa G3, który Hela załapała od razu i ma mnóstwo frajdy z gry, zwłaszcza, że dzieciaki zwykle są bardziej spostrzegawcze niż dorośli. W skali Helozadowolenia – 9/10.

magical tea timeMagical Tea Time to prezent, jaki moja córka dostała od swojej matki chrzestnej. Nienajmądrzejszy tytuł, totalnie losowy, ale sprawiający małej niejaką przyjemność, zwłaszcza, że nawiązuje licencyjnie do lubianej przez nią bajki – „Jej Wysokość Zosia”. W pudełku znajdziemy cztery filiżanki i gumowy imbryk, którym dmuchamy w nasze filiżanki, „nalewając herbatkę”. Na stole lezy wielka patera z ciasteczkami, które na odwrocie mają kolory lub specjalne funkcje. Jeśli po dmuchnięciu w naszą filiżankę wypadnie dany kolor, zbieramy wszystkie ciasteczka tego właśnie koloru, które do tej pory zostały odkryte. Proste, głupie jak but, ale sprawiające dużo radości. Nie jest to na pewno moja gra pierwszego wyboru, ale jako forma zabawki z growym podtekstem dla Heli i jej koleżanek sprawdza się świetnie. W skali Helozadowolenia – 7/10.

imagoImago to z kolei Rebelowska nowość, gra imprezowa przeznaczona dla szerszego grona graczy, która jednak doskonale się sprawdziła w warunkach urlopowych jako kolejny tytuł do gier i zabaw z dziećmi. W pudełku znajdziemy dwa rodzaje kart – z hasłami do przedstawienia oraz ze służącymi do tego, przeźroczystymi kartami z piktograficznymi obrazkami. Zadaniem gracza jest tak dobrać piktogramy, poruszyć nimi, złożyć je ze sobą, by pozostali gracze odgadli hasło. I znowu, jak w przypadku Graffiti, grając z Helą po prostu wymyślaliśmy hasła i pokazywaliśmy je sobie nawzajem, mają z tego mnóstwo frajdy. Oczywiście, czasem można się nadziać, jeśli dziecko akurat postanowi pokazać tort urodzinowy na deskorolce albo Rainbow Dash (postać z bajki My Little Pony), ale tak naprawdę to tym lepiej – jest więcej śmiechu i zgadywania. W skali Helozadowolenia – 9/10.

kotobiryntKotobirynt to druga gra wydawnictwa Rebel, którą testowaliśmy z Helą. I, muszę przyznać ze smutkiem, jeszcze dla niej trochę za trudna. Rozumie zasady, czyli, że ma dwie akcje, w których może przekręcić kafelki labiryntu, lub podmienić jeden z nich, ale wymyślenie i wyobrażenie sobie nowego układu ścieżek po prostu bywa za trudne. Zresztą, nie dziwi mnie to aż tak bardzo, mam dorosłych znajomych, którzy przy Kotobiryncie przegrzewają sobie głowy (tak samo jak ja przy grach licytacyjnych), ale miałem nadzieję, że gra zaskoczy. Z drugiej strony, nie ma tego złego – ilustracje kotków są przepiękne i Hela uwielbia się nimi bawić, więc na pewno Kotobirynt jeszcze kiedyś znajdzie drogę do jej serduszka, a tymczasem muszę zadowolić się grą z moimi rówieśnikami. W skali Helozadowolenia – 3/10. (i moje votum separatum – 7/10!).

maunzMaunz Maunz to jedna z ulubionych gier Heli i jest po prostu kotkową implementacją makao czy Uno. Mamy na ręku pięć kart, musimy je jak najszybciej zrzucić, a zrzucamy z godnie z kolorem lub wartością karty, która leży na stole. Dodatkowo dysponujemy kartami specjalnymi, które blokują przeciwnika, dodają mu kart, czy pozwalają się z nim zamienić kartami. W ładnej, metalowej puszce oprócz kart i wielojęzycznej instrukcji, Haba dodała też kilka ślicznych, drewnianych figurek kotków, którymi zaznaczamy wygrane partie. Mnie rozgrywka dość szybko nuży, ale Hela mogłaby w to grać godzinami. W skali Helozadowolenia – 9/10. 

wo warsWo War’s? to już ostatnia gra w dzisiejszej odsłonie Geek-taty i małolaty. Wo War’s to planszówka z interaktywnym elementem elektronicznym, czyli magiczną smoczą skałą. Podczas rozgrywki mówi nam, ile mamy punktów ruchu, oraz w którą stronę mógł się udać złodziej, którego ścigamy. Gra ma kilka wariantów, w tym ściśle kooperacyjny, który wybrałem do pierwszych rozgrywek z Helą. Ponieważ mamy już doświadczenie z grą Kto to był?, w której występuje elektroniczna, magiczna skrzynia, córa szybciutko załapała o co chodzi. Dobrze się bawiliśmy, choć ja zawsze z pewną rezerwą będę podchodził do gier, w których występują elementy wymagające baterii czy, Boże broń!, tabletu. Hela jednak była zachwycona nasłuchiwaniem odgłosów wydawanych przez otoczenie uciekającego przed nami złodzieja, a radość z jego schwytania (mamy na to dwadzieścia ruchów) była ogromna. W skali Helozadowolenia – 8/10.

Na dzisiaj to tyle, urlop się skończył, nagraliśmy się jak widzicie całkiem sporo. Dajcie znać, czy takie teksty są Wam potrzebne, a jeśli tak jest, to na pewno jeszcze się na blogu pojawią.

  • Dwulicjusz

    Potrzebne, potrzebne! Mam dwójkę chrześniakówmi gromadkę bratanków a za jakiś czas planuję zmajstrować sobie własne dziecię i takie teksty są mi jak najbardziej potrzebne! Wielkie dzięki i pozdrowionka! Patrycjusz

  • Joanna B

    Potrzebne potrzebne:) mam córkę w takim samym wieku i rozpoczynamy zabawe z planszówkami:)

  • Hob

    Przeżyłem męczarnie z grami dla najmłodszych. Tytułów, przy których rodzić nie zasypia nie jest chyba zbyt wiele ;). Dwa dni temu udało się zagrać w Epokę Kamienia w składzie 7l. + 10l. + stary. Małe korekty przy przeliczaniu rzutów na surowce wystarczyły. Każda, nawet najnudniejsza gra zagrana z najmłodszymi przybliża moment gdy będzie można rozstawić coś dla ludzi.

    • Kuba

      A wiesz, że jest też Epoka Kamienia Junior?